Wojciech Ogorzelski

O mnie

Nazywam się Wojciech Ogorzelski. Projektowaniem i wykonywaniem noży zająłem się stosunkowo niedawno, bo około 6-7 lat temu. Jest to dla mnie do pewnego stopnia nowy
 projekt artystyczny, ale tak naprawdę jest kwintesencją i sumą moich wcześniejszych doświadczeń i nabytych umiejętności, a jak niektórzy twierdzą i czegoś tam jeszcze.

Początki

W połowie lat osiemdziesiątych, w bardzo niespokojnych i burzliwych czasach rozstałem się z ciepłym biurem projektów, porzucając jednocześnie swój wyuczony zawód, na rzecz niepewnej, ale własnej działalności. Od 1985 roku zająłem się pracą z drewnem, które zawsze mnie fascynowało, i tak zostało po dziś dzień. Początkowo była to tylko renowacja zabytków drewnianej sztuki użytkowej, potem także snycerka, prosta intarsja, a w konsekwencji kopie starych mebli. Nie mogło mi iść najgorzej, bowiem wykonałem na przykład zlecenie na całą jadalnię dla dwunastu osób w stylu chippendale dla jednej z ambasad w Warszawie. Były to meble z litego drewna wykończonego na wysoki połysk z autentyczną politurą z szelaku. Robiłem też replikę kompletu mebli w stylu rokoko, oczywiście, bez użycia obrabiarek w rodzaju CNC.
W tamtych latach, mając już tytuł technika budowlanego i po krótkiej przygodzie z Politechniką Warszawską przystąpiłem eksternistycznie do egzaminu na czeladnika, a potem mistrza stolarskiego, obydwa zaliczając.

Było mi też dane pracować przez krótki czas ze skórą w małej, prywatnej pracowni mojej ciotki. Dzięki temu doświadczeniu sam wykonuję większość pochew do moich noży.

Fotografia

W 1992 roku zostawiłem ukochane drewno na rzecz mojej drugiej, a może i pierwszej pasji – fotografii. Pasjonowała mnie ona od dziecka, ale jako zawód była dla mnie wtedy niczym terra incognita. Wykonałem skok na głęboką, a nawet bardzo głęboką wodę, bowiem moim pierwszym istotnym klientem był koncern PepsiCo, a potem i wszystkie jego spółki córki takie jak później wyodrębnione: Pizza Hut i KFC. Z PepsiCo ściśle współpracowałem przez 14 lat, najczęściej na prawach wyłączności. Przez te kilkanaście lat pracowałem jako fotograf głównie PR i reklamowy dla absolutnie największych międzynarodowych firm, praktycznie samych amerykańskich. Do moich, najczęściej stałych i wieloletnich oraz tych bardziej okazjonalnych, klientów mam przyjemność zaliczyć między innymi: PepsiCo, Pizza Hut, KFC, Taco Bell, Pepsi Źródło Pniewy, CitiBank, BAE Systems (SAAB Gripen), Coca-Cola, DaimlerChrysler, Marconi, SHURE, Lockheed Martin, Raiffeisen Bank, Société Générale, ING, Pekao S.A., San Marzano, Orlen, Lech, EB, DrWitt, Polfa, Mostostal Export S.A., etc.

Współpracowałem z największymi agencjami jak NoS/BBDO, Saatchi & Saatchi, czy United Publishers Pani Małgorzaty Niezabitowskiej, Spin Communications, itd. Miałem wówczas przyjemność fotografować dziesiątki polityków, trzech prezydentów, gwiazdy sceny polskiej i światowej rocka i bluesa w tym takie tuzy jak The Rolling Stones, Pamela Anderson, Shaggy, Coco Taylor, Junior Wells i wielu innych.

W 2001 roku otworzyłem głośną wystawę autorską zdjęć scenicznych polskich gwiazd Polski Rock 2000 sponsorowaną przez Pizza Hut oraz Kodak Polska. Mam setki publikacji w polskich i zagranicznych pismach (ostatnie dwie w 2020 roku w Twój Blues), książkach, albumach. Mam też w dorobku okładki polskich pism i albumów, w tym zagranicznych, jak np. okładka do amerykańskiego albumu Photography World 2015 (jest tam także moje portfolio i trochę moich zdjęć).

Jestem autorem trzech okładek płyt – jednej Irka Dudka i dwóch Maanamu, a moje zdjęcia można znaleźć np. w biografii Kory czy w folderach reklamowych wydanych przez Pekao S.A. Citibank, San Marzano, Pizza Hut, BAE  Systems, Mercedesa oraz kilku firm deweloperskich.


Niestety, sielankę tę przerwały atak na WTC i amerykańska afera kreatywnej księgowości. Roczna żałoba po wydarzeniach z 11. września, i późniejsze łatanie finansowych nieścisłości moich amerykańskich klientów, oznaczało dla mnie trudne do przetrwania odchudzenie portfela, ale przecież, na nieco zakurzonej już półce, wciąż czekało na mnie DREWNO.

Noże

Tworzenie noży jest zatem mieszanką powrotu do korzeni, dobrych genów, bagażu doświadczeń, nabytych umiejętności i rosnącej wraz z kolejnymi zleceniami kreatywności. Wszystkie moje noże powstają tylko w jedynym, niepowtarzalnym egzemplarzu. Każdy z nich to osobny i kompletny projekt uwzględniający głownię, rękojeść i pochwę, ale również późniejsze użytkowanie. Moim priorytetem jest jakość, dlatego korzystam z najwyższej klasy materiałów począwszy od stali, a na drewnie, rogach, porożu, kości i skórze kończąc. Dlatego też, w moich kreacjach nie uświadczymy przeciętnych półproduktów, a jedynym sztucznym elementem będzie klej syntetyczny. Najpiękniejszych i szlachetnych surowców szukam na całym świecie i stamtąd je sprowadzam. Głównie projektuję sam, czasem inspirując się innymi światowymi mistrzami, natomiast rękojeści są niepowtarzalne i w 100% mojej koncepcji.

Stal w moich nożach to ręcznie kuty damast 1095/15N20 lub wielowarstwowa stal wyrabiana w technice SanMai, polegającej na nakuwaniu warstw miękkiej i średniej stali np. 15N20 na bardzo twardy rdzeń ze stali np. 1095 taki produkt jest nazywany laminatem. Innym używanym przeze mnie materiałem jest oryginalna szwedzka jednorodna stal wysoko-węglowa 440c lub niemiecka stal D2, czy amerykańska szara stal narzędziowosprężynowa 1095. Dwa przedostatnie typy można uznać za nierdzewne ze względu na dosyć dużą zawartość chromu lub niklu.

Wszystkie elementy stalowe są zabezpieczone przed korozją. W tym celu korzystam z najwyższej klasy inhibitora Rust Veto 100D angielskiej firmy Houghton. Według gwarancji producenta przy normalnym użytkowaniu noża wystarcza na rok, a w przypadku pełnienia funkcji dekoracyjnych – na lata. O stal węglową należy zawsze i profilaktycznie się troszczyć, czyli nie trzymać jej w wilgoci, a po użytkowaniu przecierać dowolnym tłuszczem: roślinnym lub zwierzęcym, woskiem czy płynną parafiną. Tak zadbany nóż będzie służył całe życie!

Jeśli chodzi zaś o drewniane elementy z niestabilizowanego drewna, z reguły wykańczam je angielskimi olejami firmy Rustins: Danish Oil, zapewniającym piękny, zgaszony i satynowy połysk lub Teak Oil nadającym mocny połysk, a czasem korzystam z oleju tungowego o matowym efekcie. Obecnie, najczęściej jednak, na rękojeści stosuję drewno stabilizowane, czyli takie, które z maksymalną wilgotnością 7% umieszcza się w komorze podciśnieniowej i odsysa się całość zawartego w nim powietrza, następnie zastępując je płynnym preparatem Metakrylanu Metylu tzw. MMA. Po wyjęciu z komory podciśnieniowej drewno jest wygrzewane przez wiele godzin w celu termicznego utwardzenia. Jego ciężar właściwy wzrasta o 25-40%. W wyniku tego kilkudniowego procesu drewno przestaje być podatnym na chłonięcie wody, pękanie, pęcznienie, czy wykrzywianie się oraz zyskuje odporność na większość chemikaliów. To czasochłonny i bardzo kosztowny proces, ale bardzo podnosi walory i wszechstronność drewna. Proces stabilizacji może być wykonany z barwionym MMA, co daje niesamowite efekty, zwłaszcza jeśli stabilizować twarde drewno czeczotowe, ryglowe lub z korzeni i odziomki, czy karpy korzeniowej.

Kolejnym priorytetem poza jakością użytego materiału jest użytkowość, a co za nią idzie ergonomia – nóż musi leżeć w ręce idealnie, tak by pomagał, a nie przeszkadzał w pracy i by nie trzeba było szukać dobrego ułożenia do wykonania cięcia.

Strona wizualna, choć najbardziej widoczna, to ostatni aspekt, na który zwracam uwagę. Dobry design od razu rzuca się w oczy, ale nóż musi być przede wszystkim nożem, czyli narzędziem do konkretnych czynność do jakich został stworzony.